Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dziurdziowie.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? widzisz? ja choć ślepa, do niczego jeszcze nie jestem. Tylko strawę mi daj a na przyodziewek sama zarobię.
Pietrusia, siedmnastoletnia podówczas dziewka, zdrowa i rumiana, choć jeszcze jak młoda topola cienka i wysmukła, siedziała na brzeżku pieca i oczy mając pełne łez, już, już wybuchnąć miała wielkim nad kalectwem babki płaczem i lamentem; jednak, widząc, że babka nie płacze, lecz owszem uśmiecha się trochę i wrzecionem furka a furka, pochyliła się, kolana i stopy jéj ucałowała i rzekła tylko:
Dobre, babulo, żywić ja ciebie będę i pilnować jak oka w głowie, tak jak ty mnie żywiła i pilnowała od maleńkości, kiedy mi ojciec i matka jednego roku pomarli. Tak mnie Boże dopomóż, że będę.
Przy ostatnich wyrazach uderzyła się pięścią w piersi i zapłakała trochę, ale niedługo, bo i sama płaksiwą nie była i babka, po głowie ją pogłaskawszy zaraz, rzekła:
— Nu, ciepier (teraz) do roboty idźi. Niéma czasu bzdurzyć. Piotrowa dziś nieduża (słaba), krów sama nie podoi i świń nie nakarmi. Idź krowy doić i świnie karmić.
Poszła i niby żwawy duch skrzętności uwijała się po zagrodzie. Była to zagroda Piotra Dziurdzi, którego żonka chorowała wtedy, albo niedo-