Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fundamenty, filary, świątynie, jakie tylko na myśl ci przyjdą... nic nie posiadaj, nic zupełnie... ale wróć do posiadania samej siebie... opuść państwo tragedji, wejdź w świat powszedniejszy zapewne, ale ten, którego ja... opuścić... dla twego...
Nie mogłem mówić dalej, wyrazy więzły mi w gardle, drżałem. Ona milczała, aż drżąc także, z chwilowem wzniesieniem w górę twarzy pobladłej, cicho wymówiła:
— Nie...
A potem, z większą mocą powiedziała:
— Nigdy.
Przesunąłem chustkę po czole, które płonęło.
— O, proszę cię — rzekłem — nie bierz mię za idjotę. Rozumiem cię wybornie. Duszy swojej nie chcesz odebrać Zwirkiewiczom i Apsikowskim. Gdybyś oddała im Krasowce, ale nie oddała duszy, pracy, życia, nie mogłabyś zaznać szczęścia. Prawda?
W pół odwrócona odemnie, z rękoma kurczowo na sukni splecionemi, odpowiedziała:
— Nie mogłabym żyć...
Wstałem. Ależ ta kobieta ani pojęcia nie ma o miłości!
Wszystko czego się domyślałem, co zdawało mi się, że spostrzegam, było złudzeniem mojem,