Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz niech pan o zielone zapyta! — szepnąłem.
— To prawda! — uśmiechnął się i głośno zagadnął:
— Panno Malwino, zielone?
Zmieszała się ogromnie, wstała z klęczek, drobnemi, czerwonemi rękoma prędko, prędko sięgać zaczęła za skórzany pasek, do kieszeni sukienki, do dwóch kieszeni fartuszka, aż opuszczając ręce i podnosząc na pytającego oczy mokre jeszcze od łez, zafrasowane, trochę też śmiejące się, szepnęła:
— Nie ma!
Naturalnie, gdzieżby mogła, lecąc do ojca z tak ważną nowiną, pamiętać o wsunięciu za pasek lub do kieszeni zielonego listka! Przegrała i może nawet coś ważnego, bo ponsowa jak piwonja, raz jeszcze Sewerynę ucałowawszy i szepnąwszy, że wielka już pora iść do zajęcia, jak spłoszona sarna wybiegła. Na tego, który tryumf nad nią odniósł, nie spojrzała ani razu, ale on poszedł za nią, wpierw oświadczywszy, że wróci wkrótce, aby grać ze mną w bilard. Ciocia Leontynka, oczyma wskazując na odchodzącą parę, trochę filuternie, a trochę złośliwie szepnęła: