Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie udziału, w mojej rozmowie z panem Bohurskim o rozmaitych moralnych i materjalnych kulturach, ani tem bardziej w tych, które wznieciła gra w zielone, pani Leontyna wpadła w zamyślenie tak głębokie, że rysy jej ułożyły się nie według jej, ale według własnej woli. Wyglądała teraz tak kwaśno i gorzko, jakby tylko co cytrynę ze skórą połknęła; piękne jeszcze usta zakreśliły linję zupełnie krzywą i na podbródku pogłębiły się dołki palcem czasu wydrążone. Była w tej chwili doskonałem upostaciowaniem goryczy i kwasu, co tworzyło z gałązką heljotropu sprzeczność prawdziwie bolesną.

Kiedy u końca obiadu nalewałem wodę do szklanki drugiej mojej sąsiadki, z pod zwolna podnoszących się powiek i długich rzęs utkwiło we mnie jej spojrzenie tak długie i pełne zapytań, takim blaskiem przeniknięte i razem takie strwożone i do dna smutne, że uczułem zawrót głowy i w serce mi uderzyła taka fala czułości, która przez oczy wytrysnąć i ją całą oblać musiała. Rozkwitła też w niej małem ożywieniem i właściwą sobie cichą wesołością, z którą zaproponowała mi obejrzenie obrazów, staroświeckich sprzętów i wogóle całego domu.