Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyn pojąć nie mogłem. Ale prędko je pokonała.
— O drodze do Krasowiec w Mirowie zapomnieć musiano — z uśmiechem zauważyła. Nie bywamy u siebie wcale...
— Są to przecież, kuzynko, twoi blizcy krewni, i wiem dobrze, że nie z ich przyczyny...
W tej chwili zobaczyłem coś tak oryginalnego i ładnego, że mimowoli słowa niedokończone na ustach mi zawisły. W perspektywie trzech dużych pokojów, ujrzałem wchodzącą parę ludzi poprostu legendową. Było to dwoje starców takich, że na ich widok odrazu nasuwali się pamięci Adam i Ewa, Filemon i Baucis, Piast i Rzepicha. On wysoki, szczupły, w czarnem odzieniu, z czemś tylko jakby czerwona wstążeczka u piersi, ze srebrnemi rzadkiemi, włosami i sztywnością żołnierza w postawie i ruchach; ona znacznie niższa, delikatna i drobna, także w czarnej sukni, także ze srebrnemi, tylko przepysznemi, ogromnemi włosami na pochylonej nieco głowie. Trzymali się pod ręce i wzajem siebie prowadzili, to było widocznem. Widocznem było, że on był ociemniałym i ona jemu wzrok zastępowała, że ona była bardzo słabą i on wspierał chwiejące się jej kroki. Powoli szli po uściełającej posadzkę