cież znajdzie się tam coś, co cię pocieszy i zabawi.
Nazajutrz, w porze umówionej, przyszedłem do Idalki, ale panny Zdrojowskiej w domu nie zastałem, bo dawno już wyszła do miasta po sprawunki. Zaledwie przecież kilkanaście słów zamieniliśmy z Idalką, gdy wbiegła do sali jadalnej, w futerku i kapeluszu, różowa od panującego na dworze mrozu, zdyszana trochę od szybkiego biegu po schodach, a tuż za nią lokaj wniósł kilka dużych pak, w papiery owiniętych, sznurkami pozwiązywanych, które na stole jadalnym sporo miejsca zajęły.
— Co to? — z ciekawością zawołała Idalka i rzuciła się do sprawunków.
— Książki! — odpowiedziała panna Zdrojowska i spiesznie zrzucając futerko i kapelusz, prędko mówiła:
— Dużo, dużo książek... różnych, różnych... cała dorożka była tego... Wiesz, Idalko, aż ludzie oglądali się, kiedym jechała z tem wszystkiem... a raczej pomimo tego wszystkiego, bo tak mało dla mnie miejsca zostało, że zaledwie z dorożki nie wypadłam!...
Gdy wchodziła, zaraz we drzwiach wzrok jej spotkał się z moim i dostrzegłem, że z obecności
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/109
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.