Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Dwa bieguny.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i angielskie, Józio, dla pani Heleny i dla kilku pań innych poprawną włoszczyzną deklamuje strofę Petrarki... Ja, z szapoklakiem pod ramieniem, stojąc ciągle z paru przyjaciółmi na stronie i prowadząc z nimi półgłośną rozmowę, bawię się wybornie widocznem dla mnie, ale tylko dla mnie podrażnieniem Idalki, które zaczyna wyrastać w gniew. Jaka to będzie za parę godzin zgoda! Jaka to będzie boska zgoda!
Wtem, pomiędzy wilczemi głowami i złotą fryzurą Idalki, a suknią w liljowe djagonale i koronkowym motylem uskrzydlającym włosy pani Oktawji, spostrzegłem jakiś punkt ciemny, który dotąd za próżnię brać musiałem, bom go wcale nie zauważył, a który okazał się — młodą kobietą. Nic dziwnego, żem jej odrazu nie zauważył, bo była tak zaćmioną przez swoje sąsiadki, jak lampka przez słońce. Siedziała przytem na krzesełku, tuż do ściany i do rogu kanapy przysuniętem, w roli tak zupełnie biernej, że możnaby ją poczytać za ornament salonu nieżyjący i przeniesiony z innego świata i wieku. Była tak absolutnie do otaczających niepodobną, że to właśnie przykuło do niej moją uwagę. Młoda, to pewno, lat 23 lub 24 najwięcej; czy ładna? Prędzej tak, niż nie, bo chociaż całość doskonałą nie jest,