Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głowie mu nie drgnął ani jeden z lnianych włosów, gdy Pytyon, żalem po najpiękniejszym ze swych rumaków i oburzeniem zdjęty, żywym skokiem z łoża swego się porwał, klęczącego wciąż Fenicyanina ominął i groźny, rozgorzały, ku Syrgidowi przystąpiwszy, potężnym głosem krzyknął:
— Biada ci, niewolniku podły i niewierny! Ponurość i nieprzychylność zawszem ze wzroku twego wyczytywał, a choć dzielnym byłeś jeźdźcem i zlecenia moje, jak nikt inny, szybko wypełniałeś, widziałem dobrze, iż niepokorną i wiecznie rozjątrzoną nosisz w sobie duszę. Umyślnie mi zapewne tę wielką szkodę wyrządziłeś, więc też stosowną do niej otrzymasz karę!
Cisza zaległa komnatę; Gorgo na widok mężowskiego gniewu oniemiała, otaczający przestępcę Trakowie drżeli, Bubares i Wamik obojętnie i w milczeniu uprzednie swe postawy na miękkich poduszkach zachowywali. Diloram tylko zwolna był powstał i teraz, obok Chileasa, którego powieki były spuszczone i usta szczelnie zamknięte, w oczekującej i niespokojnej postawie, z oczami w Scytę wlepionemi, stanął. Po chwili dopiero zupełnej tej ciszy zabrzmiał rozkazujący głos Pytyona: