Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i pogodzić się z myślą, że życie moje minęło, a czas dzielący mię od grobu długiem tylko jest dogorywaniem zawcześnie wypalonej lampy...
— Trzeba mieć nadzieję w miłosierdziu Boga, który uzdrawia chorych i wskrzesza umarłych, perswadowała Apolonja; mów pani godzinki do Przemienienia Pańskiego...
Anastazja ponuro patrzyła w ogień.
— Modlić się! wyrzekła zwolna; o, jam się modliła, ale modlitwa moja nie mogła znać przebić grubej przesłony z grzechów moich, która rozpostarła się między mną a niebem...
— Z grzechów! zawołała Apolonja składając ręce, i cóż pani za grzechy popełnić mogłaś! Pani jesteś tak dobra, tak miła pomimo cierpień jakie znosisz, że pokochałam panią szczerze choć znam cię od niedawna, i codziennie modlę się za panią.
Anastazja podniosła na nią oczy trochę nieufne zrazu i podejrzliwe; ale twarz Apolonji jaśniała takiem słodkiem współczuciem, takiem chrześcjańskiem miłosierdziem, że coś nakształt wdzięczności ukazało się w posępnych, zapadłych źrenicach żony Augusta.
— Dziękuję pani za dobre słowo, wyrzekła — i puszczając wodze skargom do których skłonni są nieszczęśliwi a słabi, mówiła dalej. Jam taka nieszczęśliwa! po całych dniach siedzę tu u komina, bo choć całemu światu gorąco i pogodnie, mnie zawsze zimno, i dawno już zapomniałam kiedy zaczyna się wiosna i lato, a kiedy