Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy wszyscy ją opuszczają, i żadnemu panu Rokowiczowi nie uwierzę na słowo, że ona błądzi. A gdybym się i przekonała że tak jest w istocie, to przyjazną ręką otarłabym z jej oczu łzy cierpienia, i podałabym jej dłoń mówiąc: powstań! a nie pchnęłabym ją głębiej w przepaść aby ginęła. Przebaczcie państwo że tak otwarcie wypowiadam wam moje myśli; ale już taką stworzył mię Pan Bóg, że nie mogę znieść niczyjej krzywdy, i nie umiem być komuś przyjaciołką na to, aby przy lada powiewie przeciwnego wiatru stać mu się nieprzyjaciołką!
Zegnam państwa!
To mówiąc skłoniła się gospodyni domu i całemu towarzystwu, a przesunąwszy rękę pod ramię pana Pawła, wraz z nim opuściła salon.
Zebranie zostało przez kilka chwil jak skamieniałe.
— Otóż się rozgadała! wyrzekła pierwsza amarantowa dama. Doprawdy gotowabym sądzić, że ujmuje się tak energicznie za panne Wandę dla tego, iż sama do niej podobna!
— I niezawodnie tak jest, ozwało się kilka głosów; wart Pac pałaca a pałac Paca! Obie przyjaciołki są również płoche i niemoralne, dla tego podtrzymują się wzajemnie.
Twarz pani Olimpji jaśniała trjumfem. Obok niej rozpostarły się dwa cienie, a między niemi ona sama jakże wyglądała światło! Uśmiechnęła się znacząco, i wymówiła: