Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chałem żar jej źrenic, purpurę ust, słodycz obejścia się, dowcip rozmowy, powierzchnię, powierzchnię, z której, jak pszczoła z kwiatu, zbierając miody, mniemałem, że płacę sowicie, gdy nawzajem powierzchnię swoją jej do kochania oddaję. To bardzo powszechne. Rzecz sprowadza się do używania — tylko! To bardzo elementarne, bardzo materyalne, a poezya na tę nagość zarzuca zasłonę, czyniącą złudzenie, że tam jest coś więcej, wyżej... tak leciuchną, że gdy orkan namiętności zadmie...
Uczynił ręką gest lekceważący.
— Albo zefirek nudy powieje...
Nizko pochylił głowę.
— Gdy się to stało, spostrzegłem, żem zaniedbał duszę tej kobiety, żem właściwie nie myślał o niej nigdy. Jakie tony wywoływały w niej dotknięcia świata? Jakie czaiły się i czyhały potrzeby, pokusy? Gdzie były utajone źródła jej słabości i siły? Któż kiedykolwiek rzeczy takich ciekaw? Życie, jak strumień wartki z korytem po brzegi pełnem, kipi, pędzi! Zajęcia, zabawy, nadzieje, niepokoje! Godziny i dnie topnieją, jak mgła w upalnem słońcu. Czasu niema. Na zstępowanie w głębie istoty kochanej czasu niema! Jądro rzeczy, samo jądro kochania niewidzialnem pozostaje za obsłoną z ponętnej przędzy. Przędzę też przebija robak i jądro przegryza, a człowiek kochający... cha, cha, cha!... kocha-