Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jedna zauważyła:
— To przez to śpiewanie! Takie śpiewanie, to królowanie; wszystko, co chce, dokazuje z ludźmi. Oto szczęśliwa ta, co niem władnie!
W ciasnej izdebce, na barłogu, goryczą zalane wargi paralityczki szeptały także:
— Szczęśliwa!
Znając nieco świat szeroki, wiedziała, kim były te istoty władnące pieśnią, przechodzące drogę życia pod łukami tryumfalnymi, w burzach oklasków i ulewach kwiatów. Pewno młoda, skoro ma w głosie taką świeżość i siłę, bogata, sławna... jakże szczęśliwa! Jednak czemuż tak smutnie śpiewa? Śpiew ten kołysze duszę zranioną, jak matka dziecię chore, i na tonach, jak w ramionach, podnosi ją coraz wyżej.
Oczy oddawna palące się w gniewie i rozpaczy podnosiła coraz wyżej, aż oddawna po raz pierwszy spotkała się niemi z przerzynającą srebrzyste powietrze linią krzyża.
Wtem śpiew znowu umilkł, raczej urwał się w połowie tonu. Srebrne powietrze zaległa wielka cisza. Cicho na gankach domostw stały ciemne postaci ludzkie i czerwonawe światełka, otaczające rynek, tylko mruganiem zdawały się wołać:
— Śpiewaj jeszcze! śpiewaj!
Śpiewaczka milczała. W połowie tonu pod-