Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gorliwość moja w grze neoficka, więc wielka, bawiłem się wyśmienicie, o pani Celinie przez dobre parę godzin ani razu nie pomyślałem. Po paru godzinach jednak traf przywiódł mię znowu do sali, w której tańczono. Atmosfera balowa rozgrzała się i roziskrzyła; muzyka zdawała się grać huczniej i skoczniej niż wprzódy, ruchy tancerzy były żywsze, rozmowy u ścian głośniejsze, oczy silniej błyszczały, nad tłumem strojnych ubrań, pięknych głów, obnażonych ramion zdawała się unosić w powietrzu leciuchna mgiełka, złożona z pyłków, porwanych z ziemi, i woni rozwianych przez suknie. W mgiełce tej paliła się, jak płomień, suknia koloru ognistego i dobywało się z niej, jak kwiat przedziwnie biały, popiersie pięknej kobiety. Wkrótce znalazłem się w jej pobliżu. Była słońcem, otoczonem przez mnóstwo satelitów. Powodzenie jej przez te parę godzin wzrosło do rozmiarów prawie bajecznych i wprawiało ją to widocznie w humor rozkoszny. Pływała w atmosferze hołdów, jak ryba w wodzie. W sposobie mówienia jej, śmiania się i poruszania było teraz coś prawie gorączkowego. Zdawało się, że zabawa, ze wszystkiemi właściwościami swemi, wydobywa z niej na jaw pierwiastek, którego ognistość jej sukni i włosów mogła być symbolem. Stawała się coraz różowszą na twarzy i żywszą w ruchach, coraz podobniejszą zresztą do całego ga-