Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już blizko. Naturalnie, że Pan, Monarcha, oświeciciel, żywiciel, dobroczyńca wszystkiego, co żyje: Helios! Słońce!
Na ten odgłos dopiero obudził się trzeci drużba, Posłonek, wstrząsnął się, czmychnął, ziewnął, i otworzywszy swoje jedyne szafranowe oko, jak płaską tackę ku wschodowi je obrócił, z niepokojem dworaka szepcąc:
— Słońce! już! A gdzie? Jeszcze go niema! Ale piękna Aurora już się zjawiła! Bądź pozdrowiona, Auroro, pierwsza frejlino Pana naszego, i powiedz mi: czy zdrów i pogodny powstaje dziś z łoża? Ale ty sama, jakże świeża i świetna jesteś! Patrząc na cię...
— I tam dalej, i tam dalej. Tak się ten pochlebca w czołobitnościach i komplimentach dworskich pogrążył, że nie spostrzegał, jak piękna jego drużka, Calla, z za kępy traw wyjrzała otwartym w pełni kielichem z białej porcelany, ani jak Weroniki, wierne przyrzeczeniu, śpiesznie z szafirowych oczu swych układały arabesk na kobiercu ślubnym, który u stóp państwa młodych Kurdybanek już rozpościerał, a Powoje w kielichy różowate i Groszki w szlaczki różnobarwne wyhaftowywać zaczynały. Obudziło się też i pospólstwo całe: babki, bylice, łopiany, szczawie, rdesty, lebiody, i jak to trafnie wczoraj przewidziały Wietrzyki, szeroko otwierając swe oczy, popychając się, posztur-