Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

białych, i rozleciawszy się po łączce, roznosić zaczną pocałunki, z rzęs jednych gości weselnych zdejmowane i na rzęsy innych składane, tylko wcale różne od tamtego znaczenie posiadające, bo gdy tamten, wagi pełen, oznacza połączenie się dozgonne, te, lekkie i płoche, są tylko flirtem, zabawą, sposobem powiększania się w organizmach ilości cukru gronowego, więc zaprawienie ich słodyczą, znikomą wprawdzie, ale na razie przyjemną. Rzecz tę, trochę zawikłaną, w ten sposób jaśniej określić można, że wielki motyl daje oblubieńcom ślub, a małe motyle roznoszą pomiędzy gośćmi marcypany. Jakkolwiekbądź, motyle, dumając o robocie jutrzejszej, po zachodzie słońca jeszcze nie spały, wisząc z podniesionemi, lecz nie stulonemi skrzydłami u liści strzelin i leszczyn, u wysokich łodyg kwiatowych, u sęków gałęzi suchych, leżących na pościelach siwych i zielonych mchów.
Gdy tak działo się w lesie, nad łączką, niziuteńko, prawie przy samej ziemi, latały, uwijały się, kręciły na wsze strony, mistrze ceremonii dzisiejszej, Wietrzyki przedwieczorne. Gości na wesele zapraszały, zamawiały odpowiedny orszak służebny. Z zaprosinami kłopot był niemały. Krewnych, przyjaciół, znajomych mnóstwo, lecz nie wszyscy zarówno drodzy i dostojni. Więc kogo zaprosić do orszaku ślubnego, a kogo na ucztę weselną? Aby tylko kogo nie zaniedbać, nie