Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Są to próżniaczki i lekkomyślnice, niemniej poetki wdzięku pełne. Lecz gołąb-grzywacz jest tak ponury, że można śmiało obdarzyć go tytułem pesymisty lasu. Głos ma donośny, a gdy się odezwie, przysiądz trzeba, że to ofiara mordowania o ratunek woła. »Huu-huu! huu-huu!« — woła, i jest w tem wołaniu przypomnienie noża mordercy, nocy ciemnej, konduktu pogrzebowego, rozpaczy samotnie wyjącej na grobach. Szczęściem, szczygły, śpiewające wielkim chórem, zagłuszają prawie lamenty grzywacza; w pobliżu rozlegają się głośne, miarowe stukania dzięciołów, a tuż nad głową coś dużego i świetnego w gałęziach przeleciało. To kraska mieniąca się na piórach macicą perłową i turkusami. Pomyka wysokiemi gałęźmi w milczeniu, tylko z szelestem dużych skrzydeł, i zapada między drzewa, kędy rozlegają się gwizdania kosów krótkie, melodyjne, z cieniutką nutą u końca jak z haczykiem.
Ale najwyżej, najwyżej, u tego z wierzchołków, który zdaje się dotykać obłoczka kędzierzawego, słychać piski ostre, przykre, dzikie, w których każdy poznać może skomlenie piskląt krogulcowych, oczekujących w gnieździe na powrót ojca z krwawym łupem. Tam, wysoko nad narodem leśnym i jego poetami, założył sobie gniazdo krogulec, tyran leśny. Niewiele przyjemniejszymi od pisków krogulczych