Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pokoju ciemność już zupełna oddychała nieustannym, miarowym tętnieniem zegara: tik tak! tik tak! — ale nie wiem, czemu nie chciało mi się już oddychać razem z ciemnością. I pustelnik indyjski, który długo powtarzał był we mnie: »Om, om, om!« — wypadł mi z mózgu. Sam nie wiedząc, jak i kiedy, powstałem z wygodnego fotelu.
— Dokądże to? — tuż za szybą zafruwały liście.
— Lampę zapalę... — odpowiedziałem.
— Po co? — zapytał cały klon.

— Domyśl się, kochane drzewo...