Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaz pani otwieram okno mego domu. Niech pani patrzy!
Zamyślił się na chwilę. Widać było, że chciał jak najszerzej otworzyć przed nią jedno z okien swojej duszy i że czynił to z rozkoszą.
— Kocham te chwile swojej przeszłości, w których wieszczka natchnień twórczych rozniecała we mnie płomienie zapałów górnych, silnych i kocham światła górne, wielkie, ku którym wzbijały się te płomienie. Pani te światła zna też i kocha. Są to przeciągnięte po niebie myśli, smugi ideałów. Ktokolwiek ma duszę, kocha je, kto ich nie kocha, nie ma duszy. Kocham wiedzę, bo dopomaga rozpędzać mgły, zasłaniające ideały i pracę, bo przędzie nić, przyciągającą je ku ziemi. Kocham momenty pracy upartej, wytężonej, w których coraz bliżej, coraz jaśniej dostrzegam oblicza ideałów i momenty walki z niemocą własną, ze słabością swoich narzędzi, ciężkie, bo nawiedzane przez rozpacze zwątpień, lecz z których zawsze wynoszę w zmęczonych dłoniach mniejszą lub większą palmę zwycięstwa. Kocham swoje zwycięstwa, bo dają mi palmy do składania u stóp ołtarzy.
Czuła znowu silne tchnienie, bijące w nią od widnokręgów męskiej myśli i pracy, lecz spuściła powieki, bo on podniósł na nią spojrzenie i zaczął dotykać niem jej czoła, ust, wło-