Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet myślę: skąd to pochodzi, że najsprzeczniejsze rzeczy posiadają dla mnie urok, chociaż coraz inny, ale zawsze miły, taki, że przez niego muszę kochać cały świat. Wszystko jest na swój sposób miłe. Kiedy wjeżdżam do miasta, to mi w tym ruchu, gwarze, turkocie, aż serce zaczyna mocniej bić od radości i chciałabym ptakiem wlecieć w ten zamęt, zobaczyć, usłyszeć wszystko, co w nim jest: domy, rozmowy, obrazy, muzykę...
— Wystawy sklepowe... tysiąc kapeluszy i materyi...
— Tak, tak! I kapelusze również! Słyszę zawsze, że to wszystko jest bańką mydlaną, ale ja i bańki mydlane lubię, bo takie lekkie i ślicznie w nich mienią się barwy tęczowe... Potem, kiedy wracając na wieś, zobaczę nasz dom z topolami, gaj dębowy, obłoki, pola, czuję znowu takie ciche, trochę jakoś smutne, ale głębokie szczęście i myślę, że jeśli wielkie miasto świetnie odbija w sobie blaski tęczowe, to wieś jest sama taką wielką poważną, stojącą nad światem tęczą...
Może zawstydzona tem, że tak wiele mówiła, umilkła, a on po chwili z cicha rzekł:
— Niech pani mówi jeszcze, co pani lubi!... Niech pani mówi jeszcze! Niech przed śpiewem skowronka milkną czarne skrzydła melancholii!