Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tam!... taam!... taaaam!
To echo wszystkich bardzo zajęło i z kolei starszy pan tubalnym głosem wykrzyknął:
— Ja-dzia!
Ale, że drugą sylabę prędko urwał, więc echo w borze prędko także zagadało:
— Dzia-dzia-dzia!
Wszyscy zaśmiali się, a panna Janina, która bardzo lubiła wywoływać echo, przerwała rozmowę z młodym sąsiadem i, obok ojca stanąwszy, bardzo przyjemnym głosikiem zawołała:
— Tat-ko!
A echo, jak kumoszka ze złości kogoś przedrzeźniająca, prędko wytrzepało:
— Ko-ko-ko!
Dokoła trzaskającego i szumiącego ognia rozległ się powszechny wybuch śmiechu i jeden tylko Bronek nie śmiał się wcale, podniósł głowę, wzrok, który strzelił błyskawicą na pannę Janinę, obrócił i z wyrazem ironicznej niemal energii na twarzy, wyraźnie, przeciągle, prawie uroczyście, wykrzyknął:
— Wła-dy-sław!
Bór też wyraźnie, przeciągle, zupełnie uroczyście odpowiedział:
— Sław! Słaaw! Słaaaaw!
I nie wiadomo, coby na to niespodziane wysławienie imienia swego powiedział był elegancki sąsiad, gdyby powszechej uwagi nie zwró-