Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widząc jednak, że siwa głowa starego sługi znajduje się w całości najzupełniejszej, z cicha mówi tylko:
— Przepraszam, mój Marcinie, bardzo przepraszam!
Poczem odchodzi na stronę, ku wodzie, nad której brzegiem stojąc, pokręca wąsa, który tylko co pełnoletności swej dosięgnął i wzrokiem pełnym ciemnych zapytań ku olszynce patrzy. Tam, w coraz więcej ciemniejące gęstwiny, panna Janina z tym wymuskanym filistrem z sąsiedztwa poszła i — przepadła. Panna Jadzia, jak zwykle z Kazikiem flirtuje, zapytuje go teraz, czy będzie skakał przez ogień, a on — blagier bezecny! odpowiada:
— Jeżeli pani rozkaże, w piekielny ogień skoczę!
Tamtych zaś jak niema, tak niema! Po gałęzie niby poszli! A, rodzie puchowy! Niewiasta, zdaje się, jak drut! dobra, rozumna, śliczna! A dwóm ludziom naraz makówki zawraca! I kogo ona z nas dwóch? którego?... kogo?...
Wtem ukazują się na łące... Wyszli z olszynki, idą zwolna i każde niesie w ręku po jednej gałązce leszczynowej. Żebyż choć po gałęzi dużej, ale to po gałązce, gałązeczce... Rozmawiając, twarze ku sobie obracają, tak sobą zajęci, że nie czują nawet, jak z temi gałąze-