Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kryształ przejrzystem, posiadają wielką wyrazistość i odrębność. Możnaby powiedzieć, że świat się rozindywidualizował: tak przedmioty wszystkie doskonale oddzielają się od siebie, wyodrębnione, wyraźnie obrysowane, wypukłe.
Wyszliśmy z małego lasu, za który zachodziło słońce; wywabiły nas zeń ogniki, które z pola, przez drzewa, przebłyskiwały jak drobne iskry. Co to za ogniki? Tu i owdzie pobłyskują, ale po co?
Pole równe, gładkie, rozlegle. W lecie były tu łany różnego zboża, ale teraz wszystko zżęte i tylko w jednem miejscu niwka zębu końskiego jaśnieje zielonością majową, przedziwnie świeżą. Możnaby pomyśleć, że figlarz jakiś z kawałka wiosny zrobił łatkę i przyszył ją do żółtego płaszcza, którym jesień okryła ziemię. Ale i płaszcz ten nie jest tak zupełnie żółtym, jakim się na pierwszy rzut oka wydaje. Wprawdzie ścierniska, jeszcze nie zdeptane i nie poczerniałe, mają kolor świeżej słomy, lecz tu i owdzie kładą się na nie różowe krepy świateł, od zachodu padających, i z blado-żółtej szczotki dobywają się zrzadka ostróżki fioletowe, po raz drugi kwitnące, bławatki w tem lecie ostatnie, a gdzie tylko jest krzak jaki, gałęzie mu owijają sploty białych jak mleko przytulii. Brzegami zagonów rogata cykorya odkwita i na łodygach drzewiastych, nagich, jak rogi ster-