Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moje — uśmiechając się, odpowiedział Paweł.
Kobieta trochę wstydliwie, a trochę złośliwie zachichotała:
— A kiedyż to Pan Bóg dał?
— A kiedy dał, to dał, dość, że dał.
Chtawjana, który, wszystkiem, co otaczało go, zadziwiony, spokojnie na rękach siedział, w głowę pocałował. Kobieta żywo odeszła i, na sąsiednie podwórko zawróciwszy, w drzwiach Koźlukowej chaty zniknęła. We wnętrzu tej chaty rozległy się i aż do Pawła doszły odgłosy żywych rozmów, a po chwili Ulana, z niemowlęciem swem na ręku i trojgiem dzieci otoczona, na podwórko wyszła; wyszła, stanęła, i dzieci stanęły, z za spódnicy jej wychylając pyzate, rumiane twarze i jasnowłose głowy. Na wilgotnej trawie dziedzińca, w świetle słońca, boso, w spódnicy, kostek nie sięgającej, i grubej białej koszuli, dziećmi otoczona, wyglądała jak wcielenie zdrowia, płodności i z hożą młodością złączonej powagi. Poważnie, milcząc, choć i z ciekawością na stojącego woddali brata patrzała.
W progu ukazał się wysoki, przystojny Filip, z za którego ramienia wychyliła się bezwąsa, jasna, ściągła, filuterna twarz Daniłka.
Paweł, siostrę ujrzawszy, powoli ku niej iść zaczął, a gdy już o krok jeden znalazł się przed nią, stanął i powolnym też głosem rzekł:
— Franka powróciła...
Ulana kiwnęła głową. Od wczoraj już wiedziała o tem od Daniłka, który zawsze wszystko wiedział, — ale, że Franka i dziecko z sobą przywiozła, nie dowiedział się, więc nikomu oznajmić nie mógł. Teraz domyśliła się wszystkiego i na Chtawjana, milcząc, ale z wyraźną niechęcią i wzgardą w oczach, patrzała.
Filip nie mówił też nic, ale nagle, jakby przezwyciężyć się nie mogąc, głośno splunął. Daniłko w ramieniu brata swawolny śmiech tłumić usiłował.
Czoło Pawła zbiegło się znowu w dwie grube fałdy. Wzrok ku dziecku zwrócił i rzekł:
— Niczemu ono nie winne... Boskie stworzenie!
— Ale! — odpowiedziała Ulana.
Chtawjan zaś do przelatującego wróbla palec wyciągnął i rzekł:
— Chli-chli-chli-li-li!
Wzrok Ulany trochę złagodniał, a Paweł po chwili milczenia ozwał się znowu: