Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z trudnością widoczną głos z piersi dobywając, Paweł zapytał:
— A cóż wy takiego jemu powiedzieli?
Filip głowę trochę pochylił i rękę do włosów podniósł.
— A że Franka gdzieściś podziała się, i już tydzień, jak jej w chacie niema... — zcicha powiedział.
Paweł głowę podniósł, i z pod daszka czapki oczy mu błysnęły ostro, popędliwie.
— Czort was za język ciągnął! — ze śpiesznym oddechem przemówił.
— Jaby to może i nie gadał... co mnie do tego? — usprawiedliwiał się Filip — ale Daniłko zaczął: tak i tak, panie uradniku, tak i tak... jak ten mówił... uciekła!
Teraz parokonna bryczka z za Koźlukowej chaty wyjechała i przed zamkniętemi wrotami podwórka stanęła.
Na bryczce siedzący człowiek, w płaszczu, z mętnie połyskującemi guzikami, głosem, w którym czuć było drwiący uśmiech, zawołał:
— A co, Kobycki? żonka tobie, słyszę, przepadła... Uciekła, czy co? A może ją rozbójniki gdzie zabili? albo utopiła się? ha? Czemuż policji znać nie dał? Możeby, dobrze poszukawszy, i znaleźli. Czy tobie jej nie szkoda? ha? taka ładna kobietka przepadła, a on nic. Wstydziłby się... cha, cha, cha!
Śmiał się, a trzy osoby, przed chatą stojące, z widocznem wytężeniem ciekawości odpowiedzi Pawła oczekiwały. Może spodziewały się, że przekleństwem na tą zginioną on wybuchnie, albo policjanta błagać zacznie, aby wyszukano ją, choćby z pod ziemi wykopano, a do niego na karę i pomstę przyprowadzono.
Ale Paweł, u bryczki stojąc, milczał dopóty, dopóki uradnik śmiać się nie przestał; potem zaś poważnie, spokojnie przemówił:
— Ona nie uciekła, nie utopiła się, i nijakie rozbójniki jej nie zabili. Do familji swojej poszła...
— Ehe! — cienkim i przekornym głosem zagadał we wrotach Daniłko — do familji poszła... niewiadomo tylko, kiedy powróci!
Filip syknął na brata, aby milczał, Paweł zaś, na policjanta patrząc, mówił dalej:
— Policji ja nie oznajmiał i oznajmiać nie będę, bo tu nijakiej policji nie potrzeba... ja dla niej policja...
Podniósł trochę głowę, w głosie jego zabrzmiał gniew.