Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.


Zenon Hornicz ze stacyi kolei, na którą odwiózł brata, udał się do miasteczka poblizkiego, skąd miał wziąć mechanika do naprawienia zepsutej młockarni. Zabawił tam dość długo, bo musiał widzieć się z weterynarzem, pomówić z kupcem, któremu sprzedawał zboże, i załatwić trochę drobnych potrzeb domowych i gospodarskich. Dlatego zaledwie około wieczora wróciwszy do Zapolanki, wysiadł z bryczki przed stodołą i po upływie pewnego czasu szedł ku domowi z głową spuszczoną i czołem zmarszczonem. Dziedziniec był o tej porze pusty, w domu panowało milczenie; głosy dziecinne odzywały się daleko, około huśtawki, urządzonej w głębi ogrodu.
Czy podobna, aby to, czego oczekiwał z gorączką w sercu i w głowie, czego oczekiwanie przez całą jedną noc usnąć mu nie dało, już przeminęło i należało do przeszłości?
Że przeminęło, to pewne i naturalne, ale — czy było? Czy naprawdę brat jego był tutaj i dwie doby z nim przepędził? Gdzież tam! Przyjeżdżał tu i dwie doby w domu jego przepędził ktoś mądry, świetny, wesoły, miły, ale nie brat jego, owszem, człowiek jakiś zupełnie obcy, wcale do niego niepodobny, i z którym nie łączyło go nic, nawet wspomnienia, bo pochłonięty teraźniejszością ruchliwą i szczęśliwą, tamten nie potrzebował wspomnień.