przyjemnostką chwilową, osiągniętą kosztem zdrady względem tamtej, zmącenia pokoju tej!
Był zbyt przyzwyczajony do wglądania w samego siebie i do roztrząsania sumienia swego, aby nie spostrzedz, że w uczuciach gorzkich i gniewnych, których doświadczał, obok zasad obrażonych, obok współczucia dla kobiety zdradzanej i tej, która była wprowadzaną w złudzenie, istniało trochę, może nawet dużo zazdrości. To, czego mu najwięcej może brakowało, tamten miał posiadać w pełni upojeń, wiosennych i długich, a jeszcze nie był syty! Czemuż dla jednych czara życia wylewa przez brzegi uroki i uciechy, a dla innych z drobną kropelką słodyczy miesza garnce goryczy i ckliwości?
Wiedział dobrze, że te uczucia i myśli były złemi, ale je miał. Chciał odpędzić je od siebie, ale nie mógł. Twarz kobieca, widziana na fotografii, piękna, dobra, rozumna, jak zaklęta stała mu przed oczyma, a spodem mózgu wiła się myśl, przeszywająca jak wyostrzony drucik: »Jemu i tego mało!« Zarazem czuł dla siebie pogardę. Pogardzał sobą, że zazdrościł bratu, jednak zazdrościł, tem tylko uniewinniając się trochę przed sobą, że Wiktor i Rozalia byli w ogrodzie wtedy jeszcze, gdy Sabina, śpiesznie wbiegłszy do domu, zakrzątała się około herbaty, i wtedy, gdy herbata już naciągnęła i byłaby nawet zagotowała się na samowarze, gdyby nie zapobiegawcza troskliwość o nią gospodyni.
Siedział przy stole oświetlonym lampą i myślał: »Jakimże będzie później los tej kobiety, jeżeli teraz jest już takim!«
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/087
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.