Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwie bywa prawdziwie świetną. Innejbym nie wziął. Wziąć za towarzyszkę wiekuistą gęś albo kurkę, dziękuję! Nuda w domu i wstyd przed ludźmi...
Znowu mówił o zaletach umysłowych i towarzyskich przyszłej żony dość długo; ale był to już monolog całkowity, bo Zenon po dwukrotnie nieudanej próbie »otwierania duszy« przed bratem, zamknął ją i milczał jak ściana. Ale i wymowa Wiktora słabła, ustawała, parę razy zamrugał powiekami, jak człowiek, walczący z wielką ochotą do snu.
Zenon spojrzał na zegarek.
— Pora ci już zasnąć po podróży. Dobrej nocy.
Podał rękę bratu i chciał tylko ją uścisnąć, ale Wiktor przyciągnął go do siebie i kilka razy w policzki ucałował.
— Rad jestem, — rzekł z wylaniem — niewymownie rad jestem, że widzę cię zdrowym, zadowolonym, szczęśliwym, że ci się dobrze dzieje! Dobrej nocy, mój drogi! Dobrej nocy!
Powieki nieprzezwyciężenie opadały mu na oczy. Widać było, że gdy tylko dotknie głową poduszki, spać będzie, jak zabity. Natomiast praca zawodowa, gorliwa i kłopotliwa, przyzwyczaiła go do wstawania rannego.
Zenon zastał go nazajutrz o dość wczesnej godzinie nietylko już ubranego, lecz zajętego pisaniem listów. W szlafroku eleganckim, przed piękną teką, pełną papierów i kopert różnego gatunku, siedział pogrążony w pisaniu tak dalece, że