Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

staropanieńskiej śmieszności upatrywania w każdym mężczyźnie wielbiciela lub konkurenta; jednak zajęcie się nią gościa widoczne i coraz żywsze mogło jej pochlebiać i nawet nasuwać przypuszczenie pewnego rodzaju. Stawała się coraz weselszą, mówniejszą, aż przy końcu wieczora Wiktor przysiadł się do Sabiny i dokonał tego prawdziwego cudu, że ją także rozweselił i do mówienia skłonił. Zaczęła trwożliwie i z wahaniem się, potem rozgadała się o dzieciach, o domu, o swoim sposobie przepędzania czasu, prawie rozszczebiotała się, ożywiona ogromnie, często przez dowcipy i zapytania szwagra rozśmieszana. Ponieważ zaś i Rozalia brała niemały udział w tej gawędce poufałej, pustej, żartobliwej, więc wszyscy troje, siedząc przy stole z lampą i starymi albumami, bawili się wybornie.
Godzina była dość późna, kiedy Zenon wstał z kanapki, stojącej w kącie pokoju.
— Może już potrzebujesz odpocząć po drodze? — rzekł, zbliżając się do brata.
Wiktor zgodził się chętnie, mówiąc, że istotnie czuje się trochę zmęczonym podróżą; wesoło ucałował ręce bratowej, a życząc Rozalii dobrej nocy, znacząco w oczy jej popatrzył.
Po kilku minutach bracia znaleźli się sam na sam w pokoiku na górze, czystym, wesołym, przystrojonym firankami świeżutkiemi i wielkim bukietem z floksów różnobarwnych, stojącym na stole obok kilku książek i dzienników. Zenon upatrywał znowu na twarzy brata wrażenia, które pokój ten na nim sprawi. W nim-to przecież za cza-