Ta Maryanna jest dobrą kucharką, ale często weźmie i coś zepsuje....
Spojrzenie jej niespokojne, jakby błędne, padło na okna.
— Firanki brudne! — jęknęła, splatając ręce drobne, zawsze trochę różowe, a teraz drżące.
W tej chwili Rozalia stanęła we drzwiach otwartych. Sabina, biegnąc do męża, zostawiła za sobą wszystkie otwartemi, tak, że siostra słyszała rozmowę jej z mężem i list, głośno przez niego przeczytany. Teraz stanęła obok nich obojga z brwiami ściągniętemi, z kwasem w ustach skrzywionych, i tonem oschłym, nauczycielskim przemówiła wyłącznie i wyraźnie tylko do siostry:
— O co się tu tak troszczyć? Król jakiś przyjeżdża, czy co? Przecież twój dom nie jest bynajmniej śmietniskiem i w dwie godziny można go uporządkować. A Maryanny chyba już potrafisz dopilnować, bo, co jak co, ale na kuchni znasz się...
Nie zważając wcale ani na ton mówienia, ani na »co jak co«, Sabina chciała rzucić się siostrze na szyję za to, że pierwsza przemówiła do niej, za to, że ofiarowała się zażegnać jej ciężką troskę. Ale Rozalia już weszła na krzesło, stojące u okna i podniosła ramiona dla zdjęcia firanki.
— Niech Sabinka przyśle Kasię, aby pomogła wynieść na dziedziniec i wytrzepać z pyłu firanki...
— Może pozwolisz mnie to uczynić? — pokornie zapytała Sabina.
Rozalia z wysokości swojej i tonem, niepozwalającym na sprzeciwienie się żadne, odpowiedziała:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/033
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.