Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Kuleszyna tez dokoła nich dreptała, jęcząc, że bardzo mokre, że z samego sosnowego drzewa zbudowane, że podpałek za mało w nie włożono... Zośka i Antek huśtali się na jednej z leżących dokoła desek, Karolka i Aurelka, na wiórach przysiadłszy, zaczęły szyszki z leżących sosen obrywać, niemiłosiernie koląc sobie ręce o sosnowe igły. Wszyscy aż po kostki stali i chodzili w wiórach i miałkich opiłkach drzewa, które na znacznej powierzchni, niby piaszczystemi wzgórkami, okrywały ziemię. Jerzy pokazywał dziewczętom szyszki, które na nasienie obrywać z gałęzi potrzeba: brunatne, błyszczące, z łuszczkami zasklepionemi żywicą, takie bowiem tylko są pełne ziarna, która zaś łuszczki ma juz otwarte i z żywicy ogołocone, ta na nic; nasienie z niej wysypało się, lub je wiewiórka i ptaki wyjadły. Dziewczęta usiłowały otwierać szczelnie zwarte łuszczki szyszek i tego tylko dokonały, że na palcach ich osiadły bursztynowego koloru kryształki, z których ulatywał, do przeczucia wiosny podobny, zapach żywicy. Wtem psy z zaciekłym ujadaniem rzuciły się ku bramie, przez którą wjechały sanki, w ładnego, spasłego konika zaprzężone. Siedział na nich człowiek w kożuchu, który też, konia u pierwszej topoli zatrzymawszy, z sań wysiadł i przez dziedziniec iść zaczął. Obcym był widać i pierwszy raz tu się znajdował, bo od psów, które go napastowały, batem się opędzając, szedł powoli i nieśmiało oglądał się na wszystkie strony. Zanim ktokolwiek słowo mógł wyrzec, Antek z zaimprowizowanej huśtawki zeskoczył, pędem puścił się ku przybywającemu i, psy rozpędziwszy, z zadartą głową, bo przybysz dość wysokim był, a on maleńkim, kilka słów z nim zamienił, potem zaraz, równie wielkim pędem biegł napowrót, trzepocząc ramionami i zdala krzycząc:
— Do pana nadleśnego!... posłaniec z listem! pooo-słaaa-nieeec z Tooo-łooo-czek!