Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pod każdego kamienia nie wyrastają. Poczciwość żony i krwawicę teścia szanować-by umiał, a może też z czasem żonę wyniósłby wyżej, niżby to jaki kiepski panicz potrafił uczynić. No! co z pieca spadło, to przepadło, i nie ma o czem myśleć! Lepiej oto trzeba jemu powiedzieć, aby nie dwadzieścia sążni drzewa ustawić kazał, jakem go był prosił, ale dwadzieścia pięć; bo nuż zabraknie?
W tej chwili ozwał się z ganku cienki, donośny głosik:
— Tatku! czy tatko zaraz na obiad przyjdzie?
Kulesza z połowy dziedzińca odhuknął:
— Nie zaraz jeszcze, bo z panem Jerzym pogadać muszę.
Aurelka z ganku zbiegła i wkrótce znalazła się obok ojca; wysunęła się też z sieni Kuleszyna i zdaleka jęczała.
— Jezus Marya! A to już dawno pora ci jeść! Jak wygłodniejesz, to objesz się zanadto i, broń Boże, zachorujesz!
Ale za córką żwawo ku mężowi po śniegu dreptała.
Z oficyny wypadła średnia z sióstr, Karolka; ze stawu, gdzie ślizgały się z kilkorgiem chłopskich dzieci, jak ptaki zerwały się i przez dziedziniec leciały dzieci najmłodsze. Wszyscy już razem zbliżyli się ku miejscu, gdzie kipiała różna około drzewa robota. Opróżnione sanie z powrotem ku lasowi odjeżdżały, kilku ludzi z powalonych na ziemię drzew obierało szyszki i zsypywało je do wielkich worów, inni stukali siekierami, inni jeszcze wznosili stosy.
— Od strony słońca składać, od słońca, lepiej wysychać będą! — wołał Jerzy, a obracając się ku tym, którzy nad szyszkami pracowali, nadchodzących spostrzegł:
— Dzień dobry, państwu!
Czapki grzecznie uchylił, do Aurelki uśmiechnął się i szepnął:
— A z panny Aurelii fałszywy jest prorok!