Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Konstanty aż zatrząsł się od gniewu; on pewnym już był, że świetnemi zaletami konkurenta i braterską hojnością olśniona, Salusia żadnego oporu stawiać nie będzie. Była też ona istotnie olśnioną, niemniej przecież opór stawiła. Tuż za nią stojąca Pancewiczowa, z gniewu czy dla przestrogi, szturhnęła ją w bok pięścią, szwagrowie stęknęli i sarknęli, Końcowa do ucha jej szeptała:
— Salka! bój się Boga! taki los!
Ten tylko, kto najwięcej zmieszać się i obrazić był powinien, mianowicie swat, zachował całkowitą pogodę i pewność siebie. Przyjaźnie, trochę filuternie na dziewczynę spoglądając, swobodnie po stole grubemi palcami przebierał i z uśmiechem mówić zaczął:
— O tem, że panna Salomea jest zaręczoną, już nas głosy publiczne uwiadomiły, ale my, nie zważając na to, przybyliśmy z nadzieją, że ten węzeł rozwiązanym, a drugi zawiązanym być może. Ja o narzeczonym pani nic złego nie wiem i nie powiem; może on i dobry jest, ale dobre przy lepszem tanieje. Kiedy zaś jeden kawaler cudzy a drugi swój, jeden poważny, a drugi upośledzony, jeden dozgonnej towarzyszce swej dostatki i wygody wszelkie ofiarowujący, a drugi nie posiadający i takiego nawet kamienia, na którymby mu wolno było głowę położyć — to który lepszy?
Dla nikogo z obecnych rozstrzygnięcie tego pytania najmniejszej wątpliwości nie pozostawiało; to też kilka głosów męzkich i kobiecych ozwało się chórem:
— A jakże! a pewno! ma się rozumieć!
— Może być, że mój narzeczony jest cudzy, i upośledzony, i własnego swego kamienia nawet nie posiada, ale ja jemu przyrzekłam i słowa dotrzymać muszę.
Tu wypadkiem wzrok jej padł na konkurenta, który, z otwartemi wciąż ustami, jak kołek wyprostowany, wlepiał w nią takie smutne, rozżalone i razem błyszczące oczy, jakby wszystko, co w nim było życia, uczucia, przytomności, w tych oczach zebrało się i zapaliło. Przy ga-