Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

złotych włosów. Kibić miała trochę przysadzistą i twarz zbyt szeroką, nosek za gruby, lecz z warg wypukłych i kształtnych krew zdawała się tryskać, a z pod nizkiego, białego czoła i osypujących je drobnych promieni, patrzyły, zupełnie takie, jak u Kuleszy, duże, wesołe, szczere szafirowe oczy. Na tę twarz, niezbyt ładną, lecz świeżą i dobrą, wybuchnął rumieniec. Zeskoczyla z ganku i zrazu prędko, potem coraz wolniej iść zaczęła ku wchodzącemu na dziedziniec Jerzemu Chutce. W silnie zaróżowionych od mrozu rękach obracała, trochę nawet mięła, list w grubej kopercie. Jerzy z uśmiechem czapki uchylił, a gdy znaleźli się już blizko siebie, przyjacielskim ruchem rękę jej podał.
— Panna Awrelia po takim mrozie chodzi...
— O, mróz, bynajmniej... ja do tego przywykłam, ale posłaniec z miasteczka wrócił i list do pana Jerzego przywiózł...
Oczy zamigotały mu radością, rękę prędko po list wyciągnął, ale ona z filuternym uśmiechem cofnęła swoją.
— Chciałam go sama panu oddać, bo pewnie bardzo miły, ale zaraz nie oddam! Niech pan Jerzy poczeka trochę... na miłe rzeczy i czekać dobrze...
On, ani gniewał się, ani niecierpliwił, lubił znać tę świeżą, wesołą dziewczynę, która teraz, z głośnym śmieszkiem, rękę z listem za plecy schowała.
— Jak panią bardzo pięknie poproszę, to pani odda...
— To niech pan prosi...
Z przechyloną nieco głową oczy ku niemu wznosiła, lecz on, listem cały zajęty, piękności tych oczu nie widział, tylko drugą, wolną jej rękę w obie swoje schwycił, pocałował ją, mocno uścisnął i, z pomimowolną zalotnością ładnego chłopca, w samą twarz jej patrząc, mówił:
— Proszę, proszę, moja miła, moja śliczna panno Awrelio, bardzo proszę!
Pięknie prosił, zbyt pięknie nawet, bo za plecami