Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pod ramienia w żółtym kożuchu. Teraz, bezpieczny, znowu słucha i patrzy. Śpiew rozlega się coraz pełniejszy, ogromniejszy, silniej błagający i jakby nieukojony; ojca twarz, ku wielkiemu Chrystusowi na belce stojącemu podniesiona, a wyglądające mu z pod ramieni pyzate chłopię, to w nią, to w Chrystusa patrzy. Dziwi się ono, bo pomiędzy twarzą ojca i Chrystusa spostrzega niejakie podobieństwo. Wprawdzie na pierwszej czerwonych kropli nie ma, są zato stojące w oczach wielkie, szklane łzy, policzki jej także wydłużone i ciemne, tak jak u tamtej, i tak samo na niej, jak na tamtej, wyryte stoi, że ojca jakieś rany bardzo, bardzo bolą. Sam nie wie dlaczego, ale zdejmuje go ochota do śpiewania tego samego, co ojciec śpiewa, więc z szyją nieco ramieniem w kożuchu przyciśniętą, z pucołowatym policzkiem, do ojcowskiego pasa przytulonym, niezmiernie cienkim i fałszywym głosem zawodzić poczyna: „Święty Boże, święty Mocny, święty Nieśmiertelny!“
Tu Jerzy obudził się jakby ze snu, sen jakby z głowy strząsnął, dłonią po czole i oczach przeciągnął. Obraz wspomnieniem nawiany zniknął. Rozejrzał się po haliźnie, która pociemniała nieco, bo rozpromieniająca ją przedtem różana smuga niebieska zsunęła się nizko na drzewa i nakształt dalekiej zasłony iskrzyła się przez gęstwiny. Jerzy błyszczącemi oczami i z półuśmiechem na ustach chwilę jeszcze patrzał dokoła. „Święty Boże, święty Mocny“ — jakże on mocno i z całego serca kochał w tej chwili ziemię, niebo, śnieg, drzewa, mroźne powietrze, muzykę dzwonu u wierzchu starej dzwonnicy, ogromną figurę Chrystusa na grubej belce i to ramię ojcowskie w baranim rękawie, które osłaniało go przed ludzką ciżbą, gdy we wzniesionych oczach stały wielkie szklane łzy...
Z mniejszego, niz przedtem, oddalenia, dały się słyszeć po niejakiej przerwie stuki toporów. Pojedyńcze, to po kilka razem, to jak wystrzały kilku oręży jedne po