Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lone i Swój zaczął kroczyć z powagą, o kilka kroków przed idącymi, w prostej linji przed swoim panem.
Pani Paulina unosiła się nad rozumem tego zwierzęcia, a zwłaszcza nad jego przywiązaniem; Rosnowski rzekł:
— Przed trzema laty wywiozłem go ztąd szczenięciem. Przywiązaliśmy się nawzajem do siebie. Żyjemy tylko we dwóch.
Potem zwrócił się do Domunta.
— Bardzo rad jestem, żeśmy się tu spotkali, bo miałem prosić Stefana, aby na godzinkę dziś jeszcze ze mną do pana pojechał. Otrzymałem niedawno list od Marcelego, tyczący się pana, i nie mogłem dotąd zakomunikować jego treści, bo byłem chory i nie wyjeżdżałem z domu.
— Domyślam się treści listu Marcelego — odparł Kazimierz, który nagle się zachmurzył.
— Zakomunikuję ją dziś panu i Stefanowi, a jeżeli pan pozwoli, złożymy małą naradę nad odpowiedzią, którą bratu pańskiemu mam wysłać.
Kazimierz skłonił się, dotykając czapki. Stosunek jego z Rosnowskim był dość dalekim i etykietalnym; zato dla Marcelego uczony leśniczy zdawał się żywić szacunek bardzo wysoki i uczuwać sympatję żywą. Zaraz opowiadać zaczął Ka-