Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Paulina wskazywała oddalony punkt łąki, na którym stała grupa drzew, pięknie oświetlona przez zachodzące słońce.
— Po takiej naturze dzikiej i poetycznej, śród jakiej pan przebywa, mówiła, nasze drzewiny muszą wyglądać bardzo mizernie. Ach, ach, ach! Jakaż to być musi wspaniała ta puszcza ogromna i prawie dziewicza! Kiedy czytam w podróżach o takiej naturze olbrzymiej, prawie bajecznej, zdejmuje mię ogromna tęsknota za światem innym, piękniejszym. Ach, ach, ach! chciałabym bardzo podróżować, zawsze marzyłam o podróżach, ale, ach, ach, ach! marzenia, a rzeczywistość, to wielka różnica. Chociaż... z drugiej strony... może to już przyzwyczajenie, ale drzewa darnowskie tak kocham, tak kocham, że, gdy którego z najulubieńszych nie widzę długo, mówię mu zawsze: «jak się masz!», jakby czemuś żywemu.
Rosnowski, patrząc na grupę drzew, przez p. Paulinę wskazywanych, rzekł z uśmiechem:
— Sielanka!
— Nie jesteś czcicielem natury? — zapytał Roman.
— Owszem, owszem, tylko że zadużo żyję z nią sam na sam.