Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sieć nerwów. W oczach, przesuwających się po widnokręgu, płonęła ta ochota, o której mówił, i świecił ten rozum, po który miał chodzić do głowy.
Roman, przenikliwie na niego patrząc, zapytał:
— Wszystko to włożył ci do głowy Stefan, prawda? Wydobył z niej pacierz za panią matkę, a włożył natomiast...
— To co ty rozumiesz i nie rozumiesz — podchwycił Domunt — tak, on uratował mię od dwóch rzeczy ostatecznych: od śmierci przedwczesnej i ciemnoty grubej...
— Od ciemnoty?...
— Tak; na najważniejszą prawdę życia.
— Wielki Boże! — zawołał Roman — gdzież jest ona? Albożem także jej nie szukał i nie pytał o nią!... Wszyscy szukają i pytają...
— To historja długa, mój drogi. Opowiem ci ją przy końcu dnia, bo teraz... Oto co teraz, słyszysz?
Z otwartego okna domku wychyliły się dwie główki dziewczęce, z których jedna donośnym i melodyjnym głosikiem wołała:
— Kaziu, Kaziu, czy tu przyjdziecie na śniadanie, albo może przynieść je wam pod drzewa?