Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może to ta gromada drzew przy drugim brzegu łąki, nad samą rzeczką...
— Zgadł Romek. Bliżej byłoby dojść tam z Darnówki przez łąkę, ale rzeczka przegradza. Niektórzy chodzą po kładce, ale my wolimy trochę dalej... Kawałek łąki obchodzi się polem, i już! A właśnie tu jest najładniej, bo ztąd całą łąkę widać i Górów i Zawroć i tyle, tyle pola, kochanego pola...
Roman ciekawie popatrzał na szczebioczącą dziewczynkę. Boże wielki! Ten dzieciak już naprawdę kocha te pola! «Tam na błoniu błyszczy kwiecie»...
— Którędyż teraz pójdziemy, Broniu ?
— Tą drogą koło gryki, a potem tą miedzą, co to taka cała błękitna od cykorji.
— Widzisz Broniu; lepszą jesteś, niż się to zdaje tobie samej. Nie chciałaś z początku poznajamiać mię tu ze wszystkiem, a teraz mówisz jak się nazywają nietylko miejsca, ale i kwiaty.
Dziewczynka zmieszała się trochę.
— Cóż mi to szkodzi, szepnęła, jeżeli mogę zrobić przez to Romkowi choć najmniejszą przyjemność, to i owszem.
Nagle krzyknęła.
— Oj, Boże, jakież pyszne rumianki! Wi-