Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w starym, głębokim fotelu, wyglądająca, jak ptak osłabły i nastrzępiony, ma wyraz smutku dokoła ust i w oczach, w których nawet błyszczą łzy. Te blade oczy z miłością spoglądają na śpiewającą dziewczynę, na męża, na Romana, a żółte, splecione na kolanach ręce, zdają się być uplastycznieniem westchnienia: «ach, ach, ach!» Stary Darnowski słucha śpiewu Ireny uważnie, z takiem skupieniem, jakby go słyszał po raz pierwszy; światło lampy wprost na twarz mu padające uwypukla jej zmarszczki i wklęśnięcia w taki sposób, że każda z tych zmarszczek i każde z tych wklęśnięć, zdają się wraz z każdym tonem śpiewu powtarzać: «co tu robić? co tu robić?» Przez drzwi otwarte widać Stefana siedzącego przy stole i patrzącego w książkę, której kart nie przewraca jednak wcale. Tuż przy nim Bronia z postawą poważną, zwolna przeciąga rękę po szerści czuwającego wielkiego psa podwórzowego, którego przed chwilą częstowała resztkami wieczerzy, a który teraz siedzi przed nią wyprostowany i także słucha. Romanowi nikt nie przeszkadza słuchać z ręką na oczach, u otwartego okna, za którem w ciemności gwiaździstej szeleszczą zcicha bzy i spiree. Cóż osobliwego jest w tym śpiewie? Nic