Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeszkadzała pewnemu ptakowi błękitnemu wzlatywać w górę. Co chwilę chwytałem go i co chwilę uciekał.
Patrząc na niego, żartobliwie zapytała:
— Jakiegoż to ptaka płoszyła moja maszyna? Może kraskę, bo ona tylko ma skrzydła błękitne?
— W ornitologji biegły nie jestem i nie potrafiłbym kraski ani poznać, ani nazwać. Mój ptak błękitny — to piosenka, którą nuciłaś...
Trochę zarumieniona spuściła oczy na robotę, ale śmiejąc się odpowiedziała:
— Moje piosenki, to w Darnówce ptaki bardzo pospolite, kto tylko chce mieć je może.
— Czy uczyłaś się śpiewać, kuzynko?
Usiadł przy niej i przez kilka minut rozmawiał o muzyce i śpiewie, ale przerwało im upomnienie się Darnowskiego o wieczerzę.
Przy wieczerzy Domunt opowiadał, że wczoraj, wracając z folwarku do Kaniówki, spotkał się z Rosnowskim, który także zkądciś wracał, a zobaczywszy go, zaraz z bryczki wyskoczył i kilka minut rozmawiał z nim na drodze.
— Powiadał mi, że tylko co otrzymał list od Marcelego. Zdziwiłem się, bom nie wiedział, że oni korespondują z sobą, ale Rosnowski objaśnił,