Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nak przerabiało się w jego słuchu na coraz wyraźniejsze, zupełnie wyraźne: tak-nie, tak-nie! Z uśmiechem myślał, że to dziwactwo i wytwór wyobraźni, a pomimo to niepokoiło go pytanie: do czego zegar stosuje swoje twierdzenie i przeczenie? Czy będzie szczęśliwym tam, na krańcu świata? Tak-nie! Tak-nie! Czy dobrze uczyni, puszczając się w tę drogę daleką, z której powróci pewno po wielu zaledwie latach, może nie powróci nigdy? Tak-nie! Tak-nie! Dlaczegożby miało to być nie dobrem? Wszakże to jest pomyślność. Tak czynią wszyscy. On inaczej uczynić nie mógł. Tak-nie! Tak-nie!
Głupie nerwy!
Gdy miał wkrótce znaleźć się bardzo daleko, gdy baronowa to i owo powiedziała mu o Darnówce i jej mieszkańcach, coraz częściej przychodziły mu na pamięć miejsca i osoby znane i blizkie, długo zapominane. Szczegółów bliższych nie mógł powziąć od baronowej, bo wkrótce po stracie kakadu i świetnym wieczorze owym wyjechała zagranicę leczyć się na reumatyzm. Ale te, o których się dowiedział, brzęczały mu w pamięci jak muchy, wplątane w pajęczynę. Ładna Irusia, towarzyszka i ideał jego lat młodzieńczych, raczej pacholęcych, zja-