Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej tak już przywykł, że gdyby mu wychodzić z niej przyszło, chybaby serce wyjął z siebie i krwawiące się do ściany przybił na wieczne ciemięzców swych pohańbienie. Swoją własną chatę, starą i opuszczoną, dawno już był rozebrał i w piecu spalił. Idźże tedy, człowiecze-tułaczu, z żoną i dziećmi na cztery wiatry i albo nową chatę za pięć palców, a szóstą dłoń sobie buduj, albo w dniu weselnym, pod oknami państwa młodych, jako podarunek weselny, sam siebie na drzewie obwieś!
Chodził tedy Mruk frasobliwy i dumający nad tem, jakby nieprzezpieczeństwo, które groziło mu, ominąć, gdy stuknęło mu raz do mózgu pomyślenie takie, że aż na zagonie, po którym z pługiem szedł, jak wryty stanął i ze spuszczoną głową całe pół godziny przestał, o pilnej potrzebie orania zapominając. Ano synów miał trzech. Dwaj błazenkowie, trawy niedostałe, ale trzeci, Adaś, od lat kilku już pod wąsem; z Ewką Glindzianką wzajemne to miłowanie się zaprowadził, na które on, Mruk, ile że dziewczyna okrom lichej sukienczyny na grzbiecie nic nie posiada, póki żyw się nie zgodzi. Niechże Adaś tę Ewkę swoją z głowy sobie wybije, a z Nastką się ożeni, to i ziemia Nastkowa w rodzie jego ostanie, i on sam w chacie tej, tak umiłowanej, wieku swego dokona.