nikiem już będąc, przychodził do starszego najpierw, potem do młodszego pana, a potem jeszcze do wdowy po młodszym z zapytaniem, przedstawieniem, prośbą, starszego i młodszego i wdowę po młodszym znajdował często siedzących przy odchylonej klapie tego biurka, w którego mnóstwie szuflad i szufladek chroniło się mnóstwo gospodarskich i innych papierów. Młodszego szczególniej widzi w tej chwili przed sobą, jak żywego. Rachmistrz z niego był wielki; przy tem biurku siadywał wtedy jeszcze, gdy wszyscy we dworze spali, pisał w księgach cyfry, podkreślał, rachował Młodziutkiego syna tylko zawczasu rachować nie nauczył, bo, zaledwie dorósłszy, rozkochał się w gwieździe, wzleciał ku niej, jak orzeł, i zginął, jak mucha, a raczej jak liść jesienny: poniosło go gdzieś daleko i — przepadł.
— Dwadzieścia! Po raz trzeci! Kto da więcej?
— Dwadzieścia i jeden! — woła siwy jegomość w szaraczkowym surducie i trochę jeszcze wahający się, z machnięciem ręki dodaje:
— Co robić? Niech już choć i takie lusterka dla dziewcząt będą w chacie!
Figlarnie wykrzywiona małpka, chudą ręką wstrząsana, przenikliwie dzwoni. Nabywca, z ustami od lubości rozwartemi, wysuwa szufladki nad klapą umieszczone, a w jednej z nich znalazłszy arkusik papieru od góry do dołu zapisany, niedbale rzuca go na ziemię. Ale stojący obok jegomostek, łysy, trochę krzywy, w elegancko skrojonym i mocno wytartym paltocie, pokątny doradca z sąsiedniego miasteczka, schyla się pośpiesznie, arkusik podnosi
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Śmierć domu.djvu/11
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.