Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

My takżeśmy się żegnali. — Ach, jak się to zapomina w takiej chwili o wszystkich niesnaskach! Vatini, który tak zawsze Derossiemu zazdrościł, pierwszy teraz wyciągnął ręce i rzucił mu się na szyję.
Ja zaś żegnałem się z mularczykiem i właśniem go w tej chwili całował, kiedy mi zrobił ostatniego „zajęczego pyszczka“ na pamiątkę; kochany chłopiec!
Pożegnałem się z Precossim, pożegnałem się z Garoffim, który mi powiedział, że mój bilet na ostatniej jego loterii był wygrany i wręczył mi mały majolikowy przycisk, trochę obtłuczony w jednym rogu.
Pożegnałem się ze wszystkimi.
Ale jak się Nelli zaczął z Garronem ściskać, to go oderwać nie było można. Wszyscy zresztą pchali się do Garronego, i nic nie było przez chwilę słychać, tylko:
— Bądź zdrów, Garrone!
— Do widzenia, Garrone!
— Dziękuję ci, Garrone!
— Żegnaj, Garrone!
— Bądź zdrów! Bądź zdrów! Bądź zdrów!
I dalej ściskać, całować, ciągnąć każdy w swoją stronę tego drogiego, kochanego, świętego chłopca! Aż ojciec jego był tym zupełnie zdumiony i stał, i patrzył z uśmiechem, a usta mu drżały.
Garrone był ostatnim, któregom uściskał już na ulicy przytuliwszy mu głowę do piersi, żeby stłumić łkanie. On pocałował mnie w czoło.
Więc zaraz potem pobiegłem do ojca i do mamy, którzy czekali na mnie. Ojciec zapytał:
— Pożegnałeś się ze wszystkimi kolegami?
— Pożegnałem.
— Bo jeśli zrobiłeś któremu jaką przykrość, jeśliś