Ale wóz stał w miejscu, a szofer siedział bez ruchu. Cisza panowała przez chwilę. Potem ozwał się mężczyzna, który wsiadł, tonem nerwowego podraźnienia:
— I cóż?
— Czyś pan zdecydowany? — spytał szofer.
— Oczywiście, inaczej nie byłbym przychodził! — odpowiedział gość. — Nie z ciekawości to, zaprawdę, uczyniłem. Czego pan chcesz odemnie? Powiedz mi pan to, a ja postawię swoje żądania.
— Wiem, czego pan chcesz odemnie! — rzekł szofer głucho i niewyraźnie, jakby mówił poprzez zasłonę.
Człowiek, który wsiadł, nawykłszy do ciemności, rozeznał zarys czarnej jedwabnej czapki na głowie szofera.
— Stoisz pan nad brzegiem bankructwa! — oświadczył szofer. — Zużyłeś pan nie swoje pieniądze i chcesz się zabić. Ale nie bankructwo skłania pana do samobójstwa. Masz wroga, który zna hańbiący pana fakt, którymby niezawodnie zajęła się natychmiast policja.
Przed trzema dniami otrzymałeś pan od jednego z przyjaciół, współwłaściciela fabryki chemicznej śmiertelną truciznę, której nabyć nigdzie nie można, czytałeś przez tydzień o rozmaitych truciznach i jeśli nie nastąpi jakiś ratunek, otrujesz się pan w sobotę wieczór, lub w niedzielę rano. Sądzę, że raczej w niedzielę.
Słysząc poza sobą wykrzyk zdziwienia, uśmiechnął się łagodnie.
— I cóż sir? Czy gotów pan jesteś za pewnem wynagrodzeniem pracować dla mnie?
— Czegóż pan żądasz? — spytał, drżąc całem ciałem.
— Tego tylko, byś pan spełniał zlecenia, ja zaś ochronię pana przed niebezpieczeństwem i dobrze zapłacę. Gotów jestem dać znaczną kwotę na umorzenie najkonieczniejszych zobowiązań. Wzamian za to będziesz pan puszczał
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/12
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.