Przejdź do zawartości

Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy zatrzyma pan znowu walizki w swojem biurze? — zapytał Dick.
Ale Elk potrząsnął melancholijnie głową.
— Ani myślę, — rzekł.
Kazał natychmiast opróżnić walizki i posłać ich zawartość do wydziału śledczego.
— Według mego zdania, — przepowiadał Balder, — w samym Scotland Yardzie musi być ktoś, kto pracuje przeciw nam. Dawno już zastanawiałem się nad tem, a kiedy omówiłem tę sprawę z moją kochaną żoną...
— Czy i kochane dzieci wciągnął pan do narady? Hm? — zapytał Elk z niechęcią. — Im mniej będzie pan mówił o sprawach policyjnych w swem kole rodzinnem, tem korzystniejsze będzie to dla pańskich widoków na awans.
Mr. Balder skrzywił się.
— Tu się niema czego bać ani czego spodziewać. Jestem już na czarnej liście. A wszystko dlatego, że mię pan zamknął ze swoim Hagnem.
— Jest pan niewdzięcznym łotrem, — rzekł Elk.
— Kto to jest właściwie ten Numer Siódmy? — zapytał Balder. — Kiedy się wczoraj zastanawiałem nad tą sprawą i omówiłem ją z moją kochaną żoną, doszedłem do wniosku, że musi to być ktoś z ważniejszych Żab. A gdybyśmy tego drania złapali, niewieleby już brakowało do schwytania wielkiego zucha.
Elk odłożył pióro — zajęty był właśnie redagowaniem raportu.
— Powinien się pan był poświęcić polityce, — rzekł, nakazując podwładnemu ruchem pióra, że może się wynosić.
Skończył raport i przeglądał go jeszcze raz krytycznie, gdy telefon służbowy zameldował gościa.
— Proszę go przysłać natychmiast! — zawołał Elk, usłyszawszy nazwisko.