Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrywamia w żywność orszaku królewskiego czy pańskiego, który przy przejeździe króla lub pana ogałacał chaty, zabierał mieszkańcom ich sienniki i koce, wypędzał ich z własnych ich domostw, nie wahając się wyłamywać lub wyrąbywać drzwi i okien, jeśli nie wynosili się natychmiast. Najuciążliwszym wszakże podatkiem, najbardziej znienawidzonym, którego pamięć przetrwała jeszcze w głębi wiosek, był wstrętny podatek solny, magazyny solne, określona ilość soli, przypadającej na głowę, którą to ilość zmuszona była każda rodzina kupować od króla — cała ta oburzająca procedura poborów, której dowolność wywołała wreszcie bunty i zalała Francję potokami krwi.
— Ojciec mój — przerwał Fouan czytanie — widywał jeszcze sól po osiemnaście susów funt... Straszne były to czasy!
Hjacynt uśmiechał się pod wąsem. Nastawał na powtórzenie bliższych szczegółów o sprośnych rzeczach, o których książeczka wstydliwie wspominała mimochodem tylko.
— A prawo nocy poślubnej? zapomnieliście o niem? Bagatela!... Pan miał prawo pakowania się do łóżka panny młodej i spędzenia z nią pierwszej nocy poślubnej...
Zamknięto mu usta; dziewczęta, nawet Lizka ze swoim grubym brzuchem, oblały się pąsem, a Flądra i dwaj malcy przypadli nosem do ziemi i wpakowali sobie całą pięść w usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. Nawet idjota Hilarjon nie uronił ani jednego słowa z tego co mówił Hjacynt, jak gdyby zrozumiał o co idzie.
Jan czytał dalej. Mowa była z kolei o wymiarze sprawiedliwości, o potrójnych sądach: królewskich, biskupich i pańskich, ćwiartujących biedaka, znojącego się na roli. Istniało prawo zwyczajowe, prawo pisane, a nadewszystko fantazja pańska, racja silniejszego. Żadnego zabezpieczenia, żadnego odwołania