Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/609

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanu. We wściekłem swojem napieraniu wcisnęli mu nos w usta; był fjoletowy, niczem murzyn. Przez chwilę wydało im się, że ziemia rozstępuje się pod ich stopami: słyszeli galopowanie żandarmów, brzęk łańcuchów więziennych, chrzęst spadającego noża gilotyny. Ta źle dokonana robota budziła w nich przerażenie i wściekłość. Jak naprawić ją teraz? Nie pomoże żadne obmywanie skóry mydłem, nigdy już nie odzyska ona naturalnej bladości. Ale samo to przerażenie właśnie na widok twarzy starego koloru sadzy, natchnęło ich zbawczą myślą.
— A gdyby go spalić? — szepnęła Liza.
— Kozioł odetchnął głęboko z widoczną ulgą.
— Tak, tak, powiemy, że się sam spalił!...
W tej samej chwili przyszły mu na myśl papiery procentowe, klasnął więc w ręce, a całą twarz opromienił mu uśmiech tryumfu.
— A, do licha! pyszna myśl! Powie się im, że spalił razem z sobą i papiery. Nie będzie potrzeba zdawać z nich rachunków!
Pobiegł wnet po świecę. Liza wszakże, obawiając się zapruszenia ognia, nie chciała zrazu, żeby zbliżył się do łóżka. W jednym rogu komórki leżały pęki słomy za kupą liści buraczanych. Wzięła jeden z nich, zapaliła i zaczęła od podsmolenia włosów i brody starego, bardzo długiej i zupełnie białej. Rozeszła się odrazu woń przypalonego tłuszczu, który skwierczał, płonąc małemi, żółtemi płomykami. Nagle, rzucili się w tył, zdjęci grozą najpotworniejszą, jak gdyby pociągnęła ich za włosy ręka trupa. W przeraźliwem cierpieniu palenia się ojciec, niezupełnie snadź uduszony, otworzył oczy i tą swoją maską najsroższą, czarną, z wielkim, przełamanym nosem i spaloną brodą, patrzał wprost na nich. Twarz starego miała upiorny wyraz bólu i nienawiści. Potem stężone rysy rozprężyły się i starzec umarł.
Zdjęty nieopisaną grozą Kozioł wydał ryk wście-