Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On, z pomrukiem tryumfu, wyrzucał z siebie myśli, które kotłowały się oddawna pod twardą jego czaszką: pokorną, i razem zażartą zazdrość sługi o pana, którego musiał słuchać, podstępny plan zbrodni, aby zapewnić sobie wyłączne posiadanie tej kobiety, którą chciał mieć jedynie dla siebie, dla nikogo więcej!
— Myślałem, jak to się już stało, że będziesz rada... Umyślnie nic ci nie mówiłem naprzód, bo się bałem, że ci będzie markotno... Ale teraz, kiedy już go niema, przyszedłem po ciebie, pójdziemy razem i pobierzemy się.
Jakóbka, nie krępując się, wybuchła z całą brutalnością.
— Co?... Wyjść za ciebie! Ależ ja ciebie nie kocham, nie chcę ciebie! A!... zabiłeś go, żeby mnie mieć! Widać głupszy jeszcze jesteś, niżem myślała. Żeby zrobić coś podobnego, zanim zdążył ożenić się ze mną i przepisać na mnie cały majątek!... Zniszczyłeś mnie! Pozbawiłeś mnie chleba!... Mnie zabiłeś, idjoto, mnie pogruchotałeś kości, rozumiesz to, bałwanie jeden?!... Wyobrażasz sobie, że pójdę za tobą? Kpisz ze mnie, czy co? Przypatrz mi się dobrze, powiedz!
Teraz on zkolei słuchał jej z szeroko rozwartą gębą, skamieniały niespodzianą tą napaścią.
— Dlatego, że bawiłam się z tobą, że używaliśmy razem, wyobrażasz sobie, że zgodzę się zostać z tobą nazawsze!... Mielibyśmy się pobrać! A, to paradne!... Wybrałabym już sobie kogoś mądrzejszego od ciebie, żeby tak koniecznie potrzeba mi było chłopa!... Precz, wynoś się!... Nie mogę patrzeć na ciebie! Mierzisz mnie... Nie kocham cię, nie chcę cię widzieć! Wynoś się!
Chłopak uniósł się straszliwym gniewem.
— Jakto? Więc nadaremnie zabił go?!... Nie, to nie może być!... Jakóbka należy do niego, porwie ją i zabierze z sobą!
— Takaś dumna! — mruknął. — Ale i tak pójdziesz ze mną. Bo jak nie, to się porachuję z tobą, tak samo jak z nim!