Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/586

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

straszna walka i obaj mężczyźni, skłębieni w zapasach, wpadli na sam środek kuchni. Bój toczył się w dalszym ciągu wewnątrz domu, i teraz szło tylko o to, kto kogo wyrzuci za drzwi.
— Pokażcie mi papier, który daje wam prawo gospodarzyć tutaj!
— Papier?! Potrzebny jest tylko do podcierania się! Wystarcza, że mamy prawo.
— Macie prawo?! To przyjdźcie z komornikiem, z żandarmami, jak myśmy zrobili.
— Mam ich gdzieś tych twoich żandarmów i komornika! Tylko niedołęgom potrzebni oni. Kto ma za sobą uczciwość, sam załatwia swoje porachunki.
Jan zabarykadował się za stołem, chcąc za wszelką cenę być górą, postanawiając nie opuszczać tego domu, w którym tylko co żona jego wyzionęła ducha, tego miejsca, gdzie, jak mu się zdawało, tkwiło szczęście całego jego życia. Kozioł, niemniej rozwścieczony zawzięciem się niewypuszczenia z rąk odzyskanego mienia, zdawał sobie sprawę, że w tym momencie musi rozstrzygnąć się wszystko. Skoczył, jak rozjuszony zwierz, po przez stół i rzucił się na Jana. Ten jednak chwycił krzesło i, machnąwszy niem Kozła po nogach, przewrócił go na ziemię, a sam skoczył do sąsiedniej izby, aby się w niej zabarykadowąć, kiedy, nagle, Liza przypomniała sobie o pieniądzach, o owych stu dwudziestu siedmiu frankach, dostrzeżonych w szufladzie komody. Pewna, że Jan wbiegł do sąsiedniej izby, żeby je zabrać, ryknęła rozpaczliwie:
— Pieniądze! Ten łajdak ukradł pieniądze tej nocy!
Z tą chwilą Jan był stracony, musiał bowiem bronić kieszeni swojej w dodatku. Krzyczał, że pieniądze są jego własnością, że gotów jest się z nimi porachować, i że napewno pokaże się, jako oni winni są jeszcze jemu. Ale mąż i żona nie słuchali go, ko-